piątek, 6 czerwca 2014

Rozdział VI

  - Nie! - zaprotestowała Serena - Nie będziesz mieszał jej w swoje sprawy, Klaus. Nie po tym, jak nas potraktowałeś.
  - Słuchaj, jestem gotów by wam to wynagrodzić. Jeśli ona zrobi co chcę.
  Serena zasyczała, pokazując kły.
  - Mogłabyś występować w reklamie Colgate - ironicznie stwierdziła hybryda.
  Obydwoje przez chwilę mierzyli się wzrokiem. Szkarłatnooka wampirzyca czuła, jak przez jej ciało przechodzą... dreszcze? Nie wiedziała co ma o tym myśleć. Chciała pokazać Klausowi swoją groźną stronę. Tymczasem on zbył ją głupim tekstem. Czuła, jak wzbiera w niej złość.
  - Serena!
  Krzyk Luny wystarczył, aby ją uspokoić. Wiedziała, że traci nad sobą panowanie. Co stało się z tą spokojną Sereną, wpatrzoną w Klausa jak w obrazek?
  "Zniknęła i na pewno nie wróci" - pomyślała.
  - Dziękuję, kochana Luno - powiedział Klaus z lekkim uśmiechem. Tym razem krew w Serenie zawrzała. Odsunęła krzesło i wstała od stołu. Odeszła, nim ktoś zdążył się odezwać. Nie chciała przebywać w tym domu.
  "Co się ze mną dzieje? Czemu tak bardzo wkurzyły mnie te słowa?"
  Nie chciała się przyznać do uczucia, jakim go darzyła. Nie chciała pogodzić się z tym, że "Kochana Luno" zabolało ją tak bardzo. Nie chciała okazać swojej...
  "Nie! Nawet nie mam zamiaru o tym myśleć!"

                                                                           ***

  - Co ją tak nagle ugryzło? - zastanawiała się Luna.
  - Nie mam bladego pojęcia - powiedział Klaus. Jednak kłamał. W rzeczywistości doskonale wiedział. Elijah najwyraźniej też. Bacznie obserwował reakcję swojego brata, jednak Klaus nic po sobie nie pokazywał.
  "Mój brat jest taki zagadkowy..." - stwierdził w myślach starszy Mikaelson. Bardzo zależało mu na zjednoczeniu rodziny, a odnalezienie Luny i Sereny znacznie przybliżyło ich do tego celu. Przynajmniej według niego.
  Klaus za to wpatrywał się w drzwi, w których przed chwilą zniknęła szkarłatnooka. Wiedział, że osiągnął swój cel - wzbudził w Serenie zazdrość. Był pewny, że to niszczycielskie uczucie skłoni ją do posłuszeństwa. W końcu go kochała, prawda?

                                                                          ***

  "Nie kocham go, prawda?"
  Żałosne. Nie potrafiła nawet oszukać samej siebie, a co dopiero innych. To uczucie ją przerosło. Czemu nie została w tym cholernym Lynchburgu, kiedy miała okazję?
  "Musiałam ochronić Lunę przed pochopnymi decyzjami." - serwowała sobie kolejne kłamstwo. Prawda oczywiście była taka, że coś ją ciągnęło do Pierwotnych. Nieważne, jak bardzo nienawidziła Klausa. Jakaś cząstka niej nadal go kochała.
  "A szlag by to. Bourbon najlepszy na wszystko" - skierowała swoje kroki w stronę Mystic Grill.

                                                                          ***

  Nie tylko Serena miała dziś ochotę zatopić smutki w alkoholu. Damon Salvatore siedział przy barze, osuszając kolejną szklankę. Matt Donovan patrzył na to z niedowierzaniem. Damon przechodził dziś samego siebie.
  W tej chwili do środka weszła Serena. Omiotła spojrzeniem wszystkich ludzi i z rezygnacją zajęła miejsce koło Salvatore'a. Wampir popatrzył na nią. Zadziwiły go jej szkarłatne oczy.
  - Witam, dziewczyno z horroru, chyba pomyliłaś drogę. Tu nie odbywa się bal przebierańców - sarkastycznie stwierdził.
  - Zapewniam cię, że w moim wyglądzie nie ma nic sztucznego - warknęła Serena.
  "Ona kłamie" - pomyślał Damon - "Nigdy nie widziałem kogoś, kto miałby naturalnie czerwone oczy. I w dodatku czarne falowane włosy."
  - No to w takim razie skąd jesteś? Ze "Zmierzchu"?
  - Nie do końca.
  Damon zmarszczył czoło. Nie wiedział, co ta odpowiedź miała oznaczać.
  - Zdziwiony, chłopczyku? Muszę ci powiedzieć, że rozmawiasz z nie tym wampirem co trzeba. Nie jestem wegetarianką - jej oczy błysnęły.

                                                                          ***

  - Stefan, widziałeś może Damona? - spytała Elena.
  - Siedzi w swoim ulubionym miejscu.
  - A ty nawet nie pilnujesz, żeby po pijaku nie zrobił nic głupiego?
  - Spokojnie, wampiry się przecież nie rozmnażają.
  - Wiesz, że nie o to mi chodzi - parsknęła sfrustrowana dziewczyna.
  - Próbowałem być zabawny. Zły moment?
  - Ta.
  - Dobrze, następnym razem postaram się mieć lepsze wyczucie. Idziemy go pilnować.
  - W końcu mówisz do rzeczy.

                                                                          ***

  - Wyjdźmy na zewnątrz - rozkazała Serena, patrząc w oczy Damona. Ten natychmiastowo wstał. Opuścili Mystic Grill.
  - Za mną - powiedziała wampirzyca władczo.
  Szli przez miasto, póki Serena nie zatrzymała się w jakimś odludnym miejscu.
  - Nie krzycz. Teraz ugasisz moje pragnienie, cwaniaczku. Nie ruszaj się.
  Serena obnażyła kły. Rzuciła się na Damona. Ten momentalnie złapał ją za szyję.
  - Jest tylko jeden problem - powiedział Salvatore - Wampir nie może zahipnotyzować innego wampira.
  - Ooo, zrobiło się ciekawie - Serena uśmiechnęła się szyderczo. Chwyciła rękę Damona, zamierzając przerzucić go przez barki. Nie udało się to, ponieważ wampir wyrwał ją z jej uścisku.
  - No, no, waleczna babka.
  - Nie widziałeś jeszcze wszystkiego.
  - To mi pokaż.
  Serena rzuciła się na Damona, powalając go na ziemię. Ten desperacko próbował zdobyć przewagę. Walczyli zajadle, jak lwy.
  - Nie puszczę ci płazem tych głupich komentarzy. Odszczekasz to - warknęła.
  - Uważaj. Potrafię być groźny, jeśli spuści się mnie ze smyczy - odpyskował.

                                                                          ***

  Elena i Stefan weszli do Mystic Grill. Rozejrzeli się po pomieszczeniu.
  - Co jest? - spytał Stefan - Po Damonie ani śladu.
  - Matt! - Elena podbiegła do baru.
  - Co się stało? - spytał zaniepokojony chłopak.
  - Gdzie ten niezrównoważony psychopata Damon? Chyba nie zrobił nic głupiego?
  - O ile wiem, to nie zaciągnął żadnej kobiety do łóżka.
  - Co wam dziś odbija? - spytała wściekła dziewczyna.
  - Tak właściwie to na co ci on?
  - Miał dziś jeden z tych swoich humorów. Wolę go mieć na oku.
  - Właśnie niedawno wyszedł - powiedział Matt.
  - Jak to wyszedł? - zapytał Stefan - Dokąd?
  - Nie mam pojęcia, ale wychodził w towarzystwie pewnej czarnowłosej dziewczyny.
  - Czarnowłosej? - zdziwił się Salvatore - Nie znam żadnej. A ty, Eleno?
  Dziewczyna milczała.
  - Eleno?
  Młoda Gilbert przez chwilę stała w bezruchu. Po chwili, drżącymi wargami wyszeptała:
  - Czarnowłosa dziewczyna...
______________________________
Noooo, trochę mnie tu nie było. Tak trochę więcej niż trochę xD Postaram się bardziej systematycznie dodawać notki. Mam nadzieję, że wprowadziłam trochę grozy do tego opowiadania xD Jako zadośćuczynienie wstawiam filmik z Damonem ^^ https://www.youtube.com/watch?v=JOOnPWNOgVs

piątek, 29 listopada 2013

Rozdział V

  - Nie wierzę własnym oczom - wyszeptał Elijah.
  - Ja też - powiedział Klaus - Serena wygląda na nieuczesaną.
  - Na żarty ci się zebrało? - spytała zirytowana szkarłatnooka.
  - Ależ skądże. Na serio, wyglądasz jakbyś dopiero wstała z łóżka.
  - Po co te kłótnie. Wejdźcie do środka - zaproponował Elijah.
  Serena uniosła wyniośle głowę i z postanowiła z godnością spełnić prośbę starszego Mikaelsona. Efekt byłby niezły, gdyby nie potknęła się przy tym. Klaus i Luna dusili się ze śmiechu.
  - Co was tak bawi? - warknęła Serena. W tym momencie Elijah podał jej rękę. Śmiech Luny natychmiast ucichł. Serena natomiast chwyciła dłoń wampira i wstała.
  - Dz... dzięki.
  - Do usług.
  Luna zmrużyła oczy i zacisnęła pięści.
  "Może też się przewrócę i wtedy zwróci na mnie uwagę? W ogóle jak ona to zrobiła? Od kiedy wampiry się przewracają? Czyżby Rena była dziś jakaś nerwowa?" - zastanawiała się.

                                                                         ***

  - Wtedy przybyła jakaś wampirzyca i mnie uratowała...
  - Mhm...
  - ...zdążyłam uciec dzięki jej pomocy...
  - Mhm...
  - ...i zamknęłam się w domu. Mogłam zginąć!
  - Mhm...
  - Damon, czy ty mnie w ogóle słuchasz? - zapytała Elena.
  - Mhm...
  - Jestem w ciąży z Mattem!
  - Mhm... Zaraz, co?!
  - Nic, nic. W ogóle mnie nie słuchasz.
  - Jesteś w ciąży?
  - Nie, idioto, sprawdzałam czy mnie słuchasz.
  - Że czego słucham?
  - Ech... Z tobą nie idzie się dogadać.
  - Gdzie idzie?
  Elena spojrzała badawczo na Salvatora.
  "On wydaje się jakiś nieobecny. Może jest idiotą, ale to już przekracza wszelkie granice."
  Wtedy do pokoju wkroczył Stefan.
  - Stefan! Może ty mnie wysłuchasz!
  Była zmuszona opowiedzieć tę historię jeszcze raz. Gdy skończyła, spytała:
  - Ale czemu Klaus zamiast własnoręcznie mnie złapać, wysyła jakąś zdzirę?
  - Zdzirę? - ożywił się w końcu Damon - Chętnie poznałbym jakąś bliżej. Ostatnio nie miałem żadnych rozrywek.
  Zignorowano go.
  - Dlatego, bo nie może tego zrobić sam - odpowiedział Stefan.
  - Czemu nie może? - zdziwiła się Elena.
  - Bonnie ci nie mówiła? Rzuciła na ciebie anty-Klausowe zaklęcie. Teraz nie może ci nic zrobić.
  - On nie. Ale ta wampirzyca tak.

                                                                     ***

  - Smacznego - powiedział Klaus z ironicznym uśmieszkiem na twarzy.
  - Tak, tak, nie musisz odstawiać szopki w stylu: "Cieszę się, że was widzę" - syknęła Serena.
  - Nie mogę się cieszyć? W końcu jest tak, jak za dawnych lat.
  - Gdyby nie wasze odejście, byłoby tak codziennie, a ja byłabym milej nastawiona do pieprzonej rodzinki Pierwotnych.
  - Rena, udawaj chociaż, że jest ci miło - Luna przewróciła oczami.
  - Nie jest mi miło! I! Nie! Mów! Na! Mnie! RENA!
  - No cóż, jeśli ci się nie podoba, to wiesz, gdzie są drzwi - rzekł Klaus.
  - Wsadź se te drzwi w...
  - Dość! Wasze sprzeczki zaczynają działać mi na nerwy! - przerwał Elijah. Luna poparła jego słowa stanowczym skinieniem głowy.
  Zapanowała niezręczna cisza. W tle słychać było tylko tykanie zegara.
  - Właśnie! - krzyknęła nagle Luna - Nie powiedziałeś mi, czemu miałam złapać Gilbertównę.
  - To była część planu - powiedział Klaus.
  - Który spieprzyła Rena - stwierdziła Luna - Serena - poprawiła się, widząc minę przyjaciółki.
  - Tak, to nie ulega wątpliwości. Jednak to nie jedyna okazja.
  - Po co ci to wszystko? - zainteresował się starszy Mikaelson.
  - Najpierw zamierzam przedstawić Luniaczkowi braci Salvatorów. Potem zobaczysz.
  - Znowu te hybrydy?
  - Po części. Jednak tu chodzi o coś znacznie więcej...
______________________________
Tak, wiem, ta notka też jest strasznie krótka, jednak nadrobię to w kolejnej. Następna będzie o wiele bardziej zadowalająca. Tymczasem mam filmik dla wielbicieli Stefana.
http://www.youtube.com/watch?feature=player_detailpage&v=96jwAMGhSrM

niedziela, 17 listopada 2013

Rozdział IV

  Serena szukała przyjaciółki po całym mieście, ale nie mogła jej znaleźć. Niepokoiła się. Dobrze znała naturę Luny.
  "Pamiętam czasy, w których Luna była łagodną dziewczyną. To przez odejście Pierwotnych tak się zmieniła. Nie mogę pozwolić na powrót tej bolesnej przeszłości. I starych uczuć."
  Syknęła. Dlaczego? Dlaczego wszystko szło nie tak? To miało się inaczej skończyć. Może lepiej by było, gdyby nie poznała tej przeklętej rodziny. Wystarczył ułamek sekundy, żeby wszystko przestało ją obchodzić. Zawróciła w kierunku... w jakim kierunku? Nie wiedziała, gdzie ma iść. Dopiero tu przyjechały. Opuściły dom w Lynchburgu i znalazły się w miejscu, gdzie nie miały domu.
  "Cholera! I co ja zrobię? Nie pójdę do Pierwotnych. A nie mam tu innych znajomych. Luna będzie miała wielkie kłopoty!" - pomyślała wściekła.
  - Wróciłam.
  Serena zmarszczyła brwi.
  - Najwyższa pora, panno Moon.
  - Chyba się tak na mnie nie gniewasz, co? - spytała Luna.
  - Nie, skądże. To nic, że zrobiłaś mi taki numer pierwszy raz i nie miałam pojęcia, co chcesz zrobić.
  - Tak, tak. Przepraszam cię. Możemy już o tym zapomnieć?
  - Dorośnij! - krzyknęła Serena - Bądź odpowiedzialna za swoje błędy!
  - I tak wiem, że się na mnie nie gniewasz - powiedziała przymilnie Luna.
  - Martwiłam się jak nie wiem i...
  - Ale się nie gniewasz.
  - Oczywiście, że się gniewam! Ale zbyt cię kocham, żeby to trwało długo.
  - Mordo ty moja!
  Rzuciły się sobie w ramiona. Śmiały się i płakały na przemian. Tak, były dość specyficznymi przyjaciółkami. Nikt nie mógł ich zrozumieć tak, jak one rozumiały siebie nawzajem. Ale to właśnie sprawiało, że były wyjątkowe.
  - Dobra, koniec czułości - zarządziła Luna - Czas na rzeczy ważniejsze. Musimy u kogoś przenocować.
  - Chyba nie masz na myśli... - zaczęła Serena.
  - Tak, Pierwotnych. Nie marudź, to nasze jedyne wyjście. Co nam jeszcze zostało?
  - Most Wickery.
  - Nie żartuj.
  - A wiesz chociaż, gdzie oni mieszkają?
  - Oczywiście.
  Serena zastanawiała się przez chwilę.
  - Zapomnij.
  - Jesteś egoistyczna, wiesz?
  - Co?
  - Tak. Jesteś egoistyczna, bo pod pretekstem ochrony mnie chcesz uleczyć swoje własne rany.
  Szkarłatnooka przygryzła wargę. Biła się z myślami.
  - Są dwa wyjścia - kontynuowała Luna - Albo jesteś ze mną, albo przeciw mnie. Wszystko zależy od ciebie.
  - To jest szantaż!
  - To jest rozpatrywanie kwestii, która może nam pomóc.
  - Dobra, nie gadaj jak jakiś naukowiec.
  - Ale zgadzasz się?
  - Wygląda na to, że muszę.
  - To chodźmy!
  Serena westchnęła cicho. W rzeczywistości chciała tam pójść. Przez całą drogę miała w myślach jedną twarz.


                                                                             ***

  - Wypuść ich, Klaus. Nie możesz traktować swojej rodziny jak zabawki.
  - Nie rozumiesz mnie, Elijah. Nie ma najmniejszego zamiaru tego zrobić, przynajmniej teraz.
  - To spraw, żebym zrozumiał.
  - Wszyscy dziś proszą mnie o wyjaśnienia. Kiedyś się dowiesz.
  - Wszyscy, czyli kto?
  Rozmowę przerwał im dzwonek do drzwi.
  - Otworzę - Klaus poszedł w kierunku drzwi i otworzył je.
  - No, proszę. Co za spotkanie - uśmiechnął się drwiąco. Serena wybuchła
  - Nawet nie rób takiej miny! Nie wytrzymam! Widzę cię dopiero przez kilka sekund i już mam cię dość! Może będzie lepiej, jak już sobie...
  - Rena chciała spytać o nocleg - przerwała Luna.
  - Wcale nie! I nie mów na mnie Rena!
  - Kto tak okropnie krzyczy? - spytał Elijah, stając koło brata. Zamarł.
  - To tylko nasze stare przyjaciółki. Przywitaj Renę...
  - Se-renę - uściśliła zirytowana wampirzyca.
  - Oczywiście, Serenę. Oraz małą Lunę.
  Luna nie zamierzała ochrzanić Klausa za "małą". Wpatrzyła się w nieziemskie oczy starszego Mikaelsona.
______________________________
Tak, wiem, notka krótka, ale nie miałam weny. Na poprawę humoru coś dla fanów Eleny ;)
http://www.youtube.com/watch?v=O_vYmmVK84c

niedziela, 3 listopada 2013

Rozdział III

  - Dawno się nie widzieliśmy, Sereno.
  Słysząc, jak Klaus wypowiada jej imię, dziewczyna mimowolnie zadrżała.
  - A jednak mnie pamiętasz - rzuciła oschle.
  - Jakże mógłbym o tobie zapomnieć. Skóra blada jak u porcelanowej lalki. Wysoka, zgrabna figura. Aksamitny głos. Olśniewający uśmiech. A co najważniejsze... rzadko spotykane szkarłatne oczy, spoglądające na świat spod kaskady gęstych rzęs. Wierz lub nie, ale to zapada w pamięć.
  - Nie baw się w poetę, tylko wyjaśnij mi pewną sprawę.
  Na twarz Klausa wstąpiły cienie.
  - Chcesz wiedzieć czemu cię zostawiłem, tak?
  - Dokładnie. Ty i twoje rodzeństwo zostawiło mnie i Lunę tuż po tym, jak nas przemieniliście. Z jakiego powodu?
  - Dowiesz się w swoim czasie. Uważam, że nie to jest teraz najważniejsze.
  - Co w takim razie jest? - spytała zirytowana Serena.
  - Nie mam bladego pojęcia.
  Stali przez chwilę bez słowa, mierząc się wzrokiem.
  - A niech to! - krzyknęła dziewczyna - Luna pewnie teraz robi sobie w mieście szwedzki stół, a ja marnuję czas z hybrydą-zdrajcą!
  - Zdrajca. To miano nie robi na mnie wrażenia. Często byłem tak nazywany. Choć boli mnie to, że teraz jest to zupełnie niesłuszne.
  - Niesłuszne? Chcesz może powiedzieć, że nas wcale nie zostawiłeś?!
  - Nie zaprzeczam, że was zostawiłem. Jednak nie masz pojęcia z jakich powodów.
  - No to mi wyjaśnij!
  Klaus odwrócił się i zaczął się oddalać. Serena stała i patrzyła, jak znika za rogiem budynku. Nie chciała za nim biec. Nie chciała mieć z nim nic wspólnego.

                                                                        ***

  Luna, kopiąc jakąś puszkę, podążała w bliżej nieokreślonym kierunku.
  "Czemu ona taka jest? Czemu nie daje mi żyć tak, jak chcę?"
  W rzeczywistości jednak wiedziała, że Serena postępuje tak, bo pragnie jej dobra. Nie umiała się jednak przyznać do tego przed samą sobą. Czuła się jak małe dziecko, którym wciąż trzeba się zajmować. Troska Sereny irytowała ją.
  "W ten sposób nie nauczę się prawdziwego życia. Jestem wampirem, na miłość boską! Nikt nie może mi nic zrobić! Ale ona nie rozumie, że jestem całkowicie pewna swoich decyzji."
  Popatrzyła na swoje odbicie w wystawie sklepowej.
  "Kim tak właściwie jestem? Czy ja dalej jestem Luną? A co, jeśli to imię stało się nieważne po mojej śmierci? Skoro nie jestem już Luną, to... kim? Dziewczyną - to pewne. Wampirem - to też. Wiem także, że jestem przemieniona przez Elijaha. Właśnie. Elijah."
  Gdy tylko przypomniała sobie to imię, pogrążyła się w przeszłości.

                                                                           ***
  Rok 1138. Osiemnastoletnia dziewczyna właśnie przemierzała plażę dzisiejszego włoskiego miasteczka Santa Severa. Zatrzymała się, by popatrzeć na zachód Słońca, który był tu niesamowicie piękny.
Plik:Severa-sunset.jpg
  Ten widok zapierał jej dech w piersiach. Zapomniała o całym świecie.
  - Co taka dama robi tu o zmroku?
  Odwróciła się gwałtownie.
  - Przestraszyłem cię? - spytał mężczyzna stojący za nią.
  - Tak... troszeczkę... - przyznała dziewczyna.
  - Ach, przepraszam najmocniej. Nazywam się Elijah Mikaelson - mówiąc to, mężczyzna chwycił dłoń dziewczyny i musnął ją ustami.
  - Ja natomiast jestem Luna Moon. Nie widziałam cię tu nigdy wcześniej.
  - Jestem tu od niedawna.
  - Rozumiem.
  - Co za cud natury - rzekł Elijah.
  - Słucham? - zdziwiła się Luna.
  - Ten zachód.
  - Ach.
  Spuściła wzrok.
  "Naprawdę myślałaś, że mówi o tobie? Płonne nadzieje..." - pomyślała.
  - Widzę smutek na twej twarzy - zauważył Mikaelson.
  - To nic - zapewniła szybko Luna.
  - Może odprowadzić cię do domu? Gdzie twoi rodzice?
  Luna popatrzyła smutno na horyzont. Bezwiednie wypowiedziała słowa:
  - Nie żyją.
  Po chwili zorientowała się, co powiedziała. Zasłoniła dłońmi usta.
  "Co ty wyprawiasz?" - skarciła siebie w myślach - "Nowo poznanemu mężczyźnie opowiadasz o takich rzeczach? Chociaż... on nie wygląda na człowieka ze złymi zamiarami. Ma coś dobrego w oczach..."
  Rzeczywiście, nie miał złych zamiarów. Patrzył ze współczuciem na Lunę.
  - Naprawdę, bardzo mi przykro.

                                                                  ***

  Luna uśmiechnęła się smutno do swojego odbicia. Na samo wspomnienie troski Elijaha zrobiło jej się ciepło. Brakowało jej tamtych czasów. Nie zapomniała o malowniczym krajobrazie Santa Severa. A co najważniejsze... tęskniła za rodzicami. Mama - Freya - była naprawdę potężną czarownicą. Ojciec - Connor - był odważnym wojownikiem. Oboje zginęli za swoją kochaną, jedyną córeczkę. Gdy Luna miała siedem lat, jej ojciec zginął w walce, a pięć lat później jej mama rzuciła na swoją córkę zaklęcie, aby ochronić ją przed wilkołakami. Przypłaciła to życiem.
  Dziewczyna przygryzła wargę. Zastanawiała się, co by było, gdyby nie poznała Elijaha? Wciąż pamiętała ich kolejne spotkania. Po zdarzeniu na plaży postanowił zapoznać ją z resztą rodziny. Poznała Mikaela, Esther, Niklausa, Kola, Finna i Rebekę Mikaelsonów. Jednak była tam jeszcze jedna osoba.

                                                                       ***
  Uwagę Luny przykuła dziewczyna stojąca koło Klausa. Była ona mniej więcej w jej wieku. Jednak zdziwiła ją pewna rzecz. Mianowicie szkarłatne oczy dziewczyny. Nigdy nie widziała oczu o podobnym kolorze.
  - A oto hrabina Serena Trancy - przedstawił dziewczynę Elijah.
  - Witaj - Luna wykonała dygnięcie. Serena uśmiechnęła się i skinęła głową.
  - Skoro już wszyscy się znamy - zaczął Mikael - to zasiądźmy przy posiłku.
  Wszyscy usiedli przy obficie zastawionym stole. Kol, Elijah i Esther zabawiali Lunę rozmową. Ta jednak ciągle zerkała w kierunku Sereny. Pierwszy raz miała okazję siedzieć ze szlachcianką.
  "Nie jest taka jak inne dziewczyny" - pomyślała - "Nie szczyci się też tym, że jest ważna. I widać smutek w jej oczach. I pewną dzikość..."
  W tym momencie Serena spojrzała na nią. Spłoszona Luna odwróciła wzrok. Serena uniosła jedną brew i pomyślała:
  "Co jest z tą dziewczyną?"
  Po posiłku Luna podziękowała i orzekła, że chciałaby zaczerpnąć świeżego powietrza.
  - Idę z tobą - ochoczo powiedziała Serena.
  - Cóż... dobrze.
  Razem wyszły na zewnątrz. Luna postanowiła zagadać.
  - Skąd pochodzisz? Twój akcent wskazuje na to, że nie jesteś tutejsza.
  Serena zaśmiała się serdecznie.
  - Otóż to. Pochodzę z Anglii, z Wolverhampton.
  - Skąd znasz rodzinę Mikaelsonów?
  - Dużo podróżują. Ciekawym zrządzeniem losu trafili właśnie do Wolverhampton. Zamieszkali tam na pewien okres czasu. Dzień, w którym ich spotkałam, jest moim najszczęśliwszym. A ty? Od urodzenia mieszkasz w Santa Severa?
  - Tak. I nie wyobrażam sobie, że mogłoby być inaczej.
  - Współczuję ci.
  - Dlaczego? - spytała zdziwiona Luna.
  - Straciłaś rodziców w młodym wieku. Wiem, co czujesz. Sama przez to przechodziłam. Jednak ja nie mam rodziców od urodzenia.

                                                                       ***

  Luna oderwała wreszcie wzrok od szyby wystawowej. Dalej szła ulicą, rozmyślając o przeszłości. Pamiętała, że kilka miesięcy potem dowiedziała się o prawdziwej naturze Sereny Trancy i rodziny Mikaelson. Następnie i ona stała się wampirem. Straciła przez to moce odziedziczone po matce. Jednak chciała być z Elijahem na zawsze, więc to i tak była niska cena. Ona i Serena razem podróżowali z Pierwotnymi. Gdy w roku 1492 wrócili do Anglii i Serena znów mogła zobaczyć ukochane Wolverhampton. Byli szczęśliwi.
  Jednak sielanka nie mogła trwać wiecznie. Pewnego pięknego dnia, w XVIII wieku, rodzina Pierwotnych nagle zniknęła bez śladu. Bez żadnej wieści. Dziewczyny poczuły się wtedy porzucone. Codziennie pytały się: dlaczego? Budziły się z nadzieją, że to tylko zły sen. Ale nie. Serena znienawidziła wtedy swoje rodzinne miasto, a Luna zmieniła diametralnie swój charakter. Przeprowadziły się do Lynchburgu w Virginii.
  Przyzwyczaiły się do nowego życia. I nagle, po trzystu latach, dowiedziały się, że rodzina Mikaelsonów przebywa właśnie w Mystic Falls - innym mieście w stanie Virginia. Serena nie miała zamiaru do nich wracać. Jednak jej przyjaciółka... Ona miała inne plany.
  "Musiałam ich spotkać znowu. Musiałam dać im szansę" - powtarzała Luna - "Chciałabym się jednak dowiedzieć, czemu nas zostawili? I założę się, że Serena też."
  Nagle Luna zdała sobie sprawę, jak mało wie o swojej przyjaciółce. Serena prawie nic nie wspominała o swojej przeszłości.
  "Jak ją spotkam, to jej też zadam kilka pytań."
______________________________
Uff, koniec. To był chyba najdłuższy rozdział, jak dotąd. I najbardziej ckliwy. W przeciwieństwie do poprzedniego...
Wpadłam też na pewien pomysł. Pod każdą kolejną notką będę dodawać filmiki o tematyce TVD. Dzisiaj będzie filmik z okazji (spóźnionego) Halloween.
http://www.youtube.com/watch?feature=player_detailpage&v=gr9O-yYQnCA
Miłego oglądania!

wtorek, 15 października 2013

Rozdział II

  - Kim jesteś?
  - Kimś, kto zamieni twoje życie w piekło, Eleno Gilbert.
  Sobowtór wciąż przypatrywał się wampirzycy. Miała ona proste brązowe włosy i dzikie, jakby kocie niebieskie oczy.
  "Idealnie pasują do jej stylu bycia" - powiedziała do siebie w myślach Elena.
  - Mogłabym od razu zabrać cię do Klausa - odezwała się Luna - ale to by było zbyt łatwe. Wolałabym, abyś błagała mnie o litość.
  - Czego on znowu ode mnie chce? Chodzi o tworzenie hybryd? I czemu wysłał właśnie ciebie? Nie mógł sam się pofatygować?
  - Za dużo pytań. Już cię nie lubię - powiedziała Luna z udawanym wyrzutem.
  - Wypuść mojego brata. Wtedy porozmawiamy.
  - Hola, hola. JA tu dyktuję warunki. Na kolana i błagaj.
  - Nie! - krzyknął Jer - Nie zniżaj się do tego poziomu!
  Elena jednak go nie słuchała. Miała na uwadze tylko jego bezpieczeństwo. Drżąc, padła na kolana.
  - Proszę - zaczęła - Wypuść go.
  - To mi się podoba - uśmiechnęła się i wypuściła młodego Gilberta z uścisku - zabieraj tyłek i już więcej się nie pokazuj, bo zrobię sobie Jeremiego w sosie własnym - rzekła do niego z błyskiem w oczach. Jednak on nie ruszył się z miejsca.
  - Spadaj! A, z resztą... róbta co chceta. Interesuje mnie teraz tylko ta marna podróbka Petrovej.
  Luna usłyszała odgłosy uciekania.
  - No bez jaj! - odwróciła się za uciekającą Eleną - Co za mała sucz. Wie, że już nie zrobię nic jej bratu i zwiewa. No, ale przynajmniej się trochę pobawimy. Zwłaszcza, że jest tu tak pusto.
 Po tych słowach rzuciła się w pościg, a Jeremy za nią. Biegła ludzkim tempem, bo chciała dać Elenie fory. Jednak szybko się znudziła. Chciała przyspieszyć i wtedy poczuła zapach krwi. To Elena upadła i stłukła sobie kolano.
  "Nie!" - krzyknęła do siebie w myślach.
  Potwierdziły się jej najgorsze obawy. Stało się to samo, co w jej śnie. Nie zdziwiła się, gdy poczuła na szyi oddech Luny.
  - Miałam cię dostarczyć żywą - wyszeptała Luna - Zwykle dotrzymuję obietnic i jestem lojalna. Jednak nic nie piłam od tygodnia. Już nie dam rady. Przepraszam, Klaus.
  Po tych słowach wbiła swoje kły w szyję sobowtóra. Czując smak krwi nie mogła się mu nie poddać. Piła coraz łapczywiej. Elenie obraz zaczął się rozmazywać przed oczami. Jedyne co teraz słyszała, to rozpaczliwe krzyki brata.
  Jednak Luna oderwała się od jej szyi. Elena rozchyliła powieki. Ujrzała postać innej dziewczyny, która przypierała Lunę do ściany.
  - Serena - wychrypiała Luna - co za miła niespodzianka.
  - Luna - powiedziała dziewczyna - miałyśmy się już nie wtrącać w sprawy Klausa. Ani ogólnie Pierwotnych.
  - A co ja poradzę na to, że mi się nudzi? Nie będę cały czas siedziała na krześle i patrzyła, jak dziergasz na drutach jakieś skarpety.
  - Udam, że nie słyszałam.
  - Ach, Serena, jak zwykle opanowana.
  Dwie wampirzyce stały naprzeciwko siebie i mierzyły się wzrokiem.
  - Jesteście siostrami? - spytała Elena.
  - Nawet mnie nie obrażaj - wysyczała Luna i zwróciła się do Sereny - Po co żeś tu przylazła? Nie dajesz mi żyć!
  - Przyrzekłyśmy sobie, że będziemy trzymać się razem - odpowiedziała jej - Kiedyś byłaś inna. Nie rozumiem cię. Wracasz do tej żałosnej hybrydy po tym, jak nas zostawiła.
  - To ja jestem panią swojego życia i nie mam zamiaru słuchać twojego ględzenia o tym, jakie to życie jest złe.
  - Byłyśmy jak rodzina. A rodzina jest najważniejsza. Aż trudno uwierzyć, że to Elijah cię przemienił.
  W tym momencie Gilbertom opadła kopara.
  - Co??? - zdziwili się.
  - Tak? - wściekła się Luna - Ciebie przemienił Klaus, a i tak uważasz go za śmiecia.
  - Co??? - Elena i Jer znów się zdziwili.
  - Wcale nie jestem mu wdzięczna! - krzyknęła Serena - Przemienił mnie po to, abym mu służyła. Miałam już tego dość! Musiałam wszędzie za nim chodzić, wydostawać go z kłopotów, gotować, prać gacie...
  - Co??? - rodzeństwo znów zaniemówiło.
  - Jeszcze jedno "co", a wypieprzę was na Marsa! - nie wytrzymała Luna.
  - Tak w ogóle... jesteście tępi - Serena walnęła dłonią w czoło - Gdy ja trzymałam Lunę, wy mogliście skorzystać z okazji i uciec. Klaus by się na nią wkurzył, a ona się go boi, dlatego my wyniosłybyśmy się z Mystic Falls. Potem żyłybyśmy długo i szczęśliwie.
  - Po pierwsze: nie boję się go, po drugie: kurde, zapomniałam, że miałam złapać Gilbertównę.
  Luna przygotowywała się do skoku, lecz Serena ją odepchnęła. Walczyły zajadle, niczym lwy. Rodzeństwo natomiast wyciągnęło paczkę chipsów i zaczęli oglądać pojedynek.
  - Ja nie mogę! Zwiewajcie, a nie obżeracie się Lays'ami!
  Tym razem posłuchali i uciekli. Gdy Serena miała pewność, że są dostatecznie daleko, puściła Lunę.
  - Po prostu świetnie! - wkurzyła się Luna - I wszystko zrujnowane! Ty zawsze niszczysz mi moje plany. Jedynym plusem jest to, że zostawili tu Lays'y. Paprykowe, mniaaaaam!
  - Czasem zachowujesz się jak dziecko.
  - Przymknij się! I nie łaź za mną! Foch! - po tych słowach Luna odeszła.
  - Zupełnie jak dziecko - Serena pokręciła głową.
  - Jesteście tak różne... A jednocześnie podobne. Wiedziałem, że skoro ona się tu pojawi, to ty też. Jesteś strasznie przewidywalna. Ale masz za to wiele zalet. Dlatego cię przemieniłem - usłyszała słowa. Już po pierwszym zdaniu wiedziała, kto je wypowiada.
  - Klaus...

niedziela, 13 października 2013

Rozdział I

  Elena biegła przez ciemny las. Za sobą słyszała odgłos kroków napastnika. Dysząc ciężko, przedzierała się przez krzaki. Wiedziała, że on się z nią bawi. Prędzej czy później ją dopadnie. Przecież on jest wampirem, a ona zwykłym człowiekiem...
  Co jakiś czas oglądała się za siebie. Nie widziała go, ale czuła jego obecność. Był blisko. Adrenalina buzowała jej w żyłach. Myślała tylko o jednym: o domu. Chciała się w nim znaleźć, jak najdalej od tego miejsca.
  Nagle potknęła się o wystający korzeń. Przewróciła się. Poczuła palący ból w kolanie. Czuła, jak spływa po nim ciepła ciecz. Zamknęła oczy. Czuła, że nadchodzi jej koniec. Czyjś oddech owionął jej gardło. Nie miała odwagi otworzyć oczu. Nie chciała patrzeć na twarz mordercy, który zaczął wysysać z niej życie.
  - Elena! Wstawaj! - usłyszała głos Jeremiego. Pojedyncza łza spłynęła na jej twarz. Czuła się winna, że zostawi swojego brata. Chciała krzyknąć, aby uciekał, ale nie mogła wydobyć z siebie głosu.
  - Elena...

                                                                        ***

  - Elena, wstawaj!
  Dziewczyna otworzyła oczy.
  - Jeremy? Ty żyjesz? Ale jak... No tak.
  - Elena - zaczął jej brat - to znowu ten sen?
  - Dokładnie tak. Las, ucieczka, napastnik, krzyk...
  Zaczęła przypominać sobie szczegóły ze snu. Ten przerażający las.

  Wzdrygnęła się na samą myśl. Ten sen był bardzo rzeczywisty.
  - Śpiąca Królewna wreszcie się obudziła - usłyszała znajomy głos.
  - Spadaj na szczaw, Damon - warknął Jer - Ona znów miała ten sen. To zaczyna się robić niepokojące. Poza tym, co za pomysł, żeby wpadać do nas o 7 rano?
  - Nie dramatyzujmy, to tylko sen - odpowiedział wampir, ignorując pytanie.
  - Nie wydaje mi się.
  Podczas gdy ta dwójka się kłóciła, Elena myślami odpłynęła gdzieś daleko. Nie miała ochoty wysłuchiwać dyskusji z samego rana. Nie miała także ochoty na kolejne wielkie niebezpieczeństwo. Pierwotni byli jej wystarczającym zmartwieniem.
  - Wy macie jakąś schizę - stwierdził Damon  - Wszędzie doszukujecie się zagrożeń: w lesie, domu, szkole, pudełku po płatkach. Wyjaśnijcie sobie wszystko z koleżanką wróżbitką. A, i zrobiłem naleśniki.
  Damon posłał im jeden z tych swoich czarujących uśmiechów i wyszedł z pokoju.

  - Nie zdaje sobie sprawy z powagi sytuacji. Typowe. Ale w jednym ma rację. Powinniśmy skontaktować się z Bonnie. Niczego nie można lekceważyć. Ten sen może być jakimś ostrzeżeniem.
  - Dobrze, Jer. Jednak najpierw zjedzmy te naleśniki.

                                                                         ***

  Tego rana w Mystic Falls było nadzwyczajnie cicho. Klaus Mikaelson uważał to za idealny dzień na spacer. Takie rzeczy nie leżą w jego naturze, jednak chciał odpocząć od wszystkich nadnaturalnych rzeczy. Nawet największy skurczybyk ma czasem dość.
  Spacerując po mieście, rozmyślał o swoich planach na najbliższą przyszłość. Mowa tu oczywiście o tworzeniu mieszańców. Klaus zaśmiał się cicho. Dziś miał o tym nie myśleć, odpocząć od tego, jednakże nie mógł tak po prostu od tego uciec. Kiedy ma się tylko jeden jedyny cel w życiu, to wiadomo jak to jest.
  Od kilku dni miał jakieś dziwne uczucie. Czuł, że w najbliższym czasie coś się zdarzy. Nie był pewny, czy będzie to coś dobrego, czy złego, ale wiedział jedno: wprowadzi niemałe zamieszanie do tego nudnego miasta.
  Jakby w odpowiedzi na jego myśli, kątem oka dostrzegł ruch. I to nie byle jaki - wampirzy. Gwałtownie się odwrócił. Nikogo nie było za jego plecami.
  - Stare sztuczki - mruknął, a po chwili dodał głośniej - Jeśli się nie ujawnisz, będę zmuszony użyć siły. A to może się dla ciebie źle skończyć.
  Usłyszał dziewczęcy chichot, a po nim słowa:
  - Niklaus Mikaelson. Jak zawsze groźny.
  Osoba wypowiadająca te słowa wyszła z cienia.
  - No, no, kogo my tu mamy - rzekła hybryda - kopę lat. Widzę, że zachowałaś swój nieznośny charakterek.
  - A ja widzę, że nadal jesteś strasznie pewny siebie, zarozumiały i zabójczo przystojny.
  - Dokładnie. Co sprowadza cię do Mystic Falls?
  - Doszły mnie słuchy, że wasza rodzinka zatrzymała się właśnie tutaj, na zadupiu Wszechświata. Nie mam pojęcia, co was tu sprowadziło, ale chciałam ponownie ujrzeć rodzinkę Pierwotnych. Tyle nas kiedyś łączyło...
  - I łączy nadal - podkreślił Klaus - Poza tym, skoro tu jesteś, nie chciałabyś może czegoś dla mnie zrobić?
  - Wal śmiało.
  - Więc... znasz może Elenę Gilbert?

                                                                          ***

  - Tak. Duchy też przeczuwają coś groźnego. I bynajmniej nie są to Pierwotni. Nie jest też powiedziane, że będzie to groźne dla nas - powiedziała Bonnie.
  - Tak też myślałam. Sądząc po moim śnie... Znowu coś mi zagraża - zmartwiła się Elena.
  - Twój sen można interpretować na wiele sposobów. Nie wyciągaj pochopnych wniosków.
  - A co, jeśli mam rację?
  - Nie bądź od razu taką pesymistką. To, że jesteś sobowtórem nie oznacza, że nagle wszyscy zaczną się na ciebie rzucać.
  - Bardzo śmieszne, Bonnie.
  - Bonnie może mieć rację - wtrącił się Jeremy - Ale w razie czego musimy być przygotowani na wszystko. Chyba nie bez powodu śni się to właśnie Elenie.
  - My już będziemy się zbierać - powiedziała jego siostra.
  - To na razie. Skontaktuję się z wami, kiedy tylko duchy łaskawie zgodzą się powiedzieć mi coś więcej.
  Rodzeństwo wyszło z mieszkania czarownicy i skierowało się w stronę swojego domu. Zapanowała chwila milczenia. Przerwała ją Elena.
  - Najlepiej, jeśli od razu powiem o wszystkim Stefanowi. On na pewno mnie zrozumie. Też tak myślisz? - spytała. Nie uzyskała jednak odpowiedzi. Powtórzyła:
  - Też tak myślisz? Jeremy? - zaniepokoiła się. Gdy się odwróciła, nie ujrzała brata.
  - Jeremy! Jaja sobie robisz?!
  - Zachowuj się ciszej, smarkulo. Twojemu bratu nic nie będzie - usłyszała głos. Wydawał jej się dziwnie znajomy, chociaż mogła przysiąc, że nigdy wcześniej go nie słyszała. Odwróciła się w stronę jego źródła i zamarła. Zobaczyła nieznajomą dziewczynę, która trzymała jego brata w uścisku. Przeszył ją dziwny chłód. Coś podobnego czuła w swoim śnie.
  Uświadomiła sobie nagle pewien przerażający fakt. Oto przed nią stoi napastnik, który prześladował ją w jej snach. Chodź nigdy nie słyszała jego głosu, ani nie widziała twarzy, rozpoznała go. Co dziwniejsze, okazał się być dziewczyną.
  - Nie mam pojęcia, do czego potrzebuje cię Klaus, ale dostarczę cię do niego po znajomości - odezwała się tajemnicza dziewczyna - Ach, gdzie moje maniery. Jestem Luna. Pogadamy? - uśmiechnęła się szyderczo.